Wojny konsol: Xbox One, PS4 and… U?

Kamil Sikora: Branżowym Tematem Przewodnim kilku ostatnich tygodni są premiery konsol nowej/przyszłej generacji. Jak to zwykle bywa, całość okraszona jest sporą dozą przewrotności i szeroko pojętego szaleństwa. Ale – po kolei.

xbox-one-vs-ps4-580-75Pierwsze było Sony. Co ciekawe, nie pokazano wyglądu samej konsoli: całość prezentacji skupiała się na przedstawieniu funkcjonalności nowej platformy oraz towarzyszących jej premierze tytułów. Mówiąc krótko  – w centrum działań marketingowych nowego PS postawiono granie i radość z dzielenia się swoim dobrze spędzonym czasem z kolegami i bliskimi. Samo urządzenie zeszło na dalszy plan, czego świadomym podkreśleniem było zaniechanie przez firmę prezentacji urządzenia. „Nie ono jest tutaj tak naprawdę istotne, bowiem prawdziwym bohaterem będą sami gracze, którzy nagrywając filmy i dzieląc się nimi między sobą nadadzą nowy wymiar multimedialnej rozrywce” – takie, mniej więcej, było przesłanie Sony. Co ważniejsze, wygląd ma zawsze charakter subiektywny: pewne rozwiązania jednym się spodobają, innym nie. Działania marketingowe, aby dobrze pozycjonować produkt, muszą skupiać się na kluczowych aspektach oferty i nie pozostawiać przesadnego miejsca na własne interpretacje. Sonyskupiwszy się na grach i funkcjonalnościach (pomijając jednocześnie wygląd) zmusiło cały branżowy świat do komentowania tylko i wyłącznie wybranych przez siebie aspektów produktu. Efekt? Wyraźne pozycjonowanie nowego PS jako urządzenia dla graczy, służącego przede wszystkim do grania.

Z biznesowego punktu widzenia, najważniejszym momentem konferencji była prezentacja nowej odsłony serii strzelanin Killzone. Nie z racji prezentowanej przez nią jakości, ale ewolucji, jaka stałą się udziałem marki. Sony dało wyraźny znak, że kończy się czas korespondencyjnego pojedynku na ekskluzywne strzelaniny, gdzie w jednym rogu stało utrzymane w amerykańskiej stylistyce Halo, a po drugiej mroczniejsze i uderzające do wyraźnie innej grupy konsumentów Killzone. Przekształcając markę w kolorowy i barwny shooter (tryskający całą paletą ciepłych barw) obwieszczono światu: naszym celem będzie przejęcie dotychczasowych użytkowników Xboxa. Można by założyć, że będziemy świadkami wyniszczającej wojny. Jak się jednak okazało podczas późniejszej prezentacji Microsoftu – nic bardziej mylnego.

  Microsoft przyjął zupełnie inną taktykę, stawiając w centrum działań samo urządzenie. Jak to się skończyło – 3688_383133958457602_622157561_nwszyscy wiemy. Internet zalany został zdjęciami nowej konsoli oraz żartami, w których przyrównywano nowego dziecko firmy do leciwych odtwarzaczy kaset wideo.  Gracze zapomnieli jednak o jednym: na taki właśnie rozgłos liczył Microsoft. Firmie zależało na tym, aby jak najwięcej osób dowiedziało się o walorach estetycznych nowej konsoli, będącej ucieleśnieniem dawnego projektu firmy, tzw. Media CenterNowy Xbox nie jest konsolą dla graczy w pełni tego słowa znaczeniu, to raczej centrum multimedialnej rozrywki. Mebel, który ma dobrze komponować się z wyglądem salonu. To błyskotka, wisienka na torcie architekta wnętrz. W tym kontekście nie dziwi polityka firmy odnośnie gier używanych. Niedzielni gracze, stanowiący główny target nowej platformy, nie mają natarczywej potrzeby wymieniania gier – takowe raczej pakują do koszyka podczas zakupów w centrach handlowych. Jest to wyraźny pokaz polityki firmy, która celowo nie przewiduje obsługi „hardkorowych” graczy w swoich działaniach.

Co ważne, obranie przez firmę takiego kierunku można było przewidziećKinect okazał się być czymś innym, niż zakładano pierwotnie. Z rewolucyjnego urządzenia, które miało zredefiniować sposób obcowania z grami, powstało urządzenie peryferyjne, które rozszerzyło grupę użytkowników Xboxa o dwa nowe gatunki: rodziny, które mają dzięki niemu możliwość zacieśniania więzi rodzinnych, a także grupy przyjaciół, ceniące sobie urządzenia ruchowe jako doskonałego towarzysza napojów alkoholowych i innych używek. W tym wypadku konsola ma dostarczać incydentalnie dobrej zabawy, nie zaś krzyczeć swoim kosmicznym kształtem i liczbą światełek godną świątecznej choinki.

Jak więc widać, mamy do czynienia z ciekawą sytuacją. Obydwie firmy postanowiły uczynić swoje produkty „cichymi bohaterami”, dając w ten sposób pole do popisu innym walorom oraz emocjom. Co jednak interesujące, każda z nich uczyniła to w dalece odmienny sposób, różnie interpretując samo pojęcia „maskowania produktu”:  Dla Sony jest to uczynienie Grania oraz emocji temu towarzyszących ważniejszymi niż samo urządzenie. Microsoft kontynuuje natomiast swoją politykę, czyniąc z nowego Xboxa dodatkowego, cichego członka rodziny, który jest zawsze tym, czego w danej chwili potrzebujemy, pozostając na wyciągnięcie ręki.

Abnormis: Sam troszkę natrząsałem się z Sony po ich prezentacji konsoli, podczas której nie pokazali konsoli, i nie byłem w tej rozkosznej czynności jedyny.  Wydaje mi się więc, że taktyka przysłonięcia samego sprzętu peryferiami nie do końca wypaliła. Ludzi bardziej niż wiadomości na temat funkcjonalności PS4  ciekawiła jedna z niewielu niedostępnych informacji na jej temat, czyli ta o „opakowaniu” . I to nawet mimo tego, że wygląd konsoli nie jest przecież nawet siedmiorzędną sprawą wtedy, gdy przychodzi podejmować decyzje o jej zakupie.

1001632_385728118198186_1414232704_n

Ostatecznie po przeczytaniu Twojego tekstu i porównaniu go z tym, co obserwuje w sieci po upublicznienia informacji o obydwu next-genach, dochodzę do wniosku, że w tej generacji nie będzie pojedynku pomiędzy Microsoftem a Sony. Póki co wśród hardcorowych graczy zdaje się dominować przekonanie, że pojedynek pomiędzy One a PS4 już zakończył się nokautem – i na deski padł zawodnik z Redmond. Microsoftowi wypomina się głównie dziwaczne podejście do używek, konieczność ciągłego dostępu do sieci podczas grania na nowym Xboxie i niemożność wyłączenia Kinecta (w bonusie do konsoli dostajemy potencjalny monitoring i podsłuch w jednym). Na facebookowych fanpage’ach roi się od komentarzy nawróconych fanboyów X-a, którzy deklarują przejście z dotychczasowego obozu na offline’owe pozycje Sony. 

Wydaje mi się więc, że tym razem Wielka Bitwa Next-genów nie rozegra się pomiędzy Sony a Microsoftem, a Microsoftem a… Nintendo. Nowe PS4  zgarnie dla siebie wszystkich hardcorów, a Microsoftowi i Nintendo z jego Wii U pozostanie walka o użytkownika „rodzinno-imprezowego”, o którym pisałeś w powyższym tekście.  Wszystko rozstrzygnie się parę miesięcy po premierze nowych konsol. Wtedy okaże się,  czy po opadnięciu bitewnej kurzawy wyłoni się krajobraz, który naszkicowałem.

KSikora: Nie sposób zaprzeczyć poczynionym przez Ciebie obserwacjom, pozwolę sobie jednak dodać jeszcze kilka słów od siebie. Moją uwagę przykuły dwa z poruszonych przez Ciebie problemów: zatajenie wyglądu PS4 oraz perspektywa rywalizacji na linii Microsoft – Nintendo. Dla porządku, zacznijmy od końca.

Nowy twór Japończyków, nie ukrywajmy, z „następną generacją” ma niewiele wspólnego. Co gorsza, Wii U to urządzenie pozbawione namiastki innowacyjności, która wyniosła na piedestał jego poprzedniczkę. Sprzęt, który w dniu premiery jest przestarzały? Niestety, z miejsca skazuje się na dotychczasowych użytkowników – tzn. tych, którzy odczuwają przywiązanie do marki. O przejęciu konsumenta mowy raczej być nie może. Tym bardziej, że twórcy topowych przebojów wcale nie pałają miłością do omawianej platformy sprzętowej.

Wracając do tematu premiery PS4, warto zwrócić uwagę na pewne możliwości, nieujęte przeze mnie w pierwotnym tekście. Nie oszukujmy się – Sony najprawdopodobniej dobrze zdawało sobie sprawę z wyglądu konkurencyjnego urządzenia. Być może celowo, w celu zbadania terenu, przekazano palmę pierwszeństwa konkurencji. Microsoft (z dziecinną łatwością) dało się wciągnąć w maliny, licząc na wyróżnienie własnej premiery wyglądem Xboxa. Kto wie, może Sony posiadało więcej niż jedną wersję obudowy? Jeżeli tak, to konkurs na najlepszą z nich odbył się bez udziału zainteresowanych.

Obrazki pochodzą ze strony 4play. com oraz techradar.com. 

Dodaj komentarz